4 lip Brak komentarzy admin Nordic , ,

Mamy kłopoty ze zdrowiem. I zamiast zacząć od początku – zaczynamy budowę domu od dachu. Czyli zupełnie odwrotnie, niż powinniśmy zrobić. Przyjmujemy całe garście leków i … czekamy na efekt. A on wcale nie nadchodzi. Co się dzieje?

Otóż nie zawsze ta sama choroba ma u każdego z nas identyczne objawy. A podążając dalej tą ścieżką – nie zawsze takie same objawy jak u naszej sąsiadki mogą nam dać pewność, że gnębi nas identyczna choroba. W związku z powyższym powinniśmy sobie uświadomić, że nie zawsze to, co pomogło przysłowiowej już Goździkowej, pomoże również nam.

Bywa tak – w zależności od usposobienia i doświadczeń życiowych – że albo wyolbrzymiamy swoje dolegliwości i niepotrzebnie podnosimy alarm, albo przeciwnie – lekceważymy objawy, a poważna choroba podstępnie rozwija się w naszym organizmie.

Wypadałoby więc podjąć odpowiednie działania – jeśli czujemy się źle – ale rzecz jasna we właściwej kolejności. Więc najpierw lekarz pierwszego kontaktu, czyli nasz lekarz rodzinny. Opowiedzmy o wszystkim, co nas gnębi w kwestii naszego zdrowia. Podzielmy się wątpliwościami. Zasygnalizujmy, co się dzieje. Bez panikowania, ale też nie pomijając wszelkich informacji, które pomogą naszemu lekarzowi postawić właściwą diagnozę. Często bowiem sprawa dla nas niejasna, dla lekarza – szczególnie doświadczonego – okaże się oczywista.

Jasne, że nie zawsze tak jest. Nie zawsze wystarczy sama rozmowa i podstawowe badanie, wykonane przy użyciu stetoskopu i ciśnieniomierza. Najczęściej lekarz zechce wiedzieć więcej i ochoczo wypisze nam skierowanie na badania, zaczynając od tych podstawowych, takich jak ekg czy badania laboratoryjne – krwi, moczu i tak dalej…

Z wielką niechęcią wprawdzie, ale powlekliśmy się jednak na owe „męczarnie”. Wiemy też, że jutro nasze wyniki badań będą już do odebrania, więc znowu – z całym plikiem wyników – udamy się na kolejną pielgrzymkę do naszego lekarza pierwszego kontaktu. Póki co – możemy wracać do domu.

Noc nie jest dla nas najlepsza. Długo nie możemy zasnąć, przewracając się z boku na bok i snując najczarniejsze myśli, jakie złe – nawet bardzo złe – okażą się te nieszczęsne wyniki badań. W końcu zasypiamy i męczą nas dziwne, ba, prorocze sny. Budzimy się zmęczeni i w strasznie paskudnym humorze. Swoje frustracje wyładowujemy na niewinnym niczemu facecie, który tym razem zaspał i nie zrobił nam porannej kawy. Na klatce schodowej odburkujemy coś pod nosem miłej sąsiadce, która tylko chciała nam – w dobrej wierze – życzyć miłego dnia…

Jesteśmy już w przychodni. Kolejka do rejestracji na szczęście nie okazała się tak koszmarnie długa, jak przewidywaliśmy. Odebraliśmy wyniki badań, jeszcze rejestracja do lekarza i mniej więcej po godzinie oczekiwania i zmagań z najmroczniejszymi myślami przyjęła nas nasza miła pani doktor.

Przeanalizowała dokładnie wyniki badań laboratoryjnych, obejrzała nasz elektrokardiogram i cóż się okazało? Otóż mamy trochę za wysoki cukier i lekko podwyższone ciśnienie – wszystko wskazuje po prostu na niezbyt zdrowy tryb życia i stres, któremu się poddajemy. Tym razem – jeszcze tym razem – nic gorszego się nie dzieje.

Recepta – wyjątkowo – przybrała formę ustną. Dieta – ale rozsądna, a nie jakaś drastyczna dieta przekazywana przez wszechobecne media; koniec ze „śmieciowym” jedzeniem, więcej owoców, warzyw, mniej kawy, więcej ruchu, ciepłe mleczko i bossa nova przed snem… Ot, i cała filozofia!